Miłość, myślałem, będzie trwała
wiecznie. Nie będzie.
W.H. Auden Funeral Blues
Tusshar,
niski, krępy i zwinny Hindus wspinał się po rzadko rozsianych, stromych
stopniach naturalnie wyżłobionych w twardej, czerwonej ziemi schodków, co
chwila wyciągając ręce, by chwycić za otaczające go ze wszystkich stron giętkie
gałęzie dzikich oliwek, palisandrów i wysokich, mocno zakorzenionych
cynamonowców. Mimo swoich energicznych ruchów ostrożnie badał grunt nagimi
podeszwami stóp — jeden nieuważny krok mógłby kosztować go w najlepszym wypadku
zwichniętą kostkę, a w najgorszym, co nie rzadko spotykało w tych okolicach
roztargnionych wędrowców, skręcony kark. W oddali widział wznoszącą się na
wzgórzu świątynię Śiwy, przed którą na postumencie stał zastygły w
majestatycznej pozie sam pięciogłowy dewa, ściskając w lewej dłoni swój
nieodłączny atrybut — trójząb. Promienie ciepłego, majowego słońca odbijały się
od wyniosłej, lśniącej postaci, powodując, że wpatrywanie się w nią przez
więcej niż kilka sekund zmuszało do szybkiego odwrócenia wzroku.
Zakończywszy
wspinaczkę Tusshar nie przystanął, by odetchnąć po wymagającej dużego nakładu
sił wędrówce łańcuchem wznoszących się i opadających wzgórz, które zdawały się
chronić Simlę przed resztą świata niczym cenny skarb. Zbyt wiele razy
przemierzał już tę drogę, by potrzebować odpoczynku. Z satysfakcją stwierdził,
że nie dostał nawet zadyszki, choć miał już swoje lata. Zawsze był okazem
zdrowia, a teraz, gdy zbliżał się do sześćdziesiątki, a przynajmniej tak
przypuszczał, bo tutaj Hindusi nie mieli w zwyczaju skrupulatnie zliczać
przeżytych lat, mógłby z powodzeniem prześcignąć w podobnej wspinaczce
niejednego młodziana.
Otarł tylko
pot z czoła. Słońce grzało bezlitośnie, ale za miesiąc powinien nadejść monsun.
Zatrzymał się
przed czterema schodkami, prowadzącymi na świeżo wyszorowaną, jeszcze lekko
wilgotną werandę z ciemnego, tekowego drewna i szybko wytarł stopy w plecioną
matę, która drapała nieprzyjemnie nagą skórę przy każdym dotyku. Służące,
stojące na straży nieskazitelnego porządku, jaki zawsze panował w Astanie, z
chęcią wytarzałyby go w pieprzu, gdyby ośmielił się pozostawić gdziekolwiek
odciski brudnych stóp. Jednym susem przeskoczył schody, a następnie żwawo
przemaszerował przez otaczającą parterowy budynek ze wszystkich stron werandę i
wszedł między zawieszone w otwartych na oścież drzwiach sznury kolorowych
drewnianych koralików, które, zderzając się ze sobą, zagrały nieskładną
melodię.
We wnętrzu
Astany panował przyjemny chłód i mylący oczy półmrok, typowy dla długich i
wąskich korytarzy w tym domu. Zapukawszy do najbardziej oddalonych od wejścia
drzwi, Tusshar nie czekał na zaproszenie. Wsunął się do środka i przestąpił z
nogi na nogę na zimnej, wypolerowanej podłodze.
— Sahib. Telegram — odezwał się.
— Coś
ważnego? — zapytał John Somersett, obrzucając
wzrokiem prostokątny kartonik, który Hindus niepewnie ściskał w dłoniach.
Tusshar nie
znał odpowiedzi, więc zbliżył się do masywnego, bogato rzeźbionego biurka,
ustawionego tak, by padało na nie jak najwięcej światła. John zmarszczył lekko
czoło i spojrzał na wiadomość, którą służący wypuścił z pomarszczonej, pokrytej
licznymi bliznami dłoni tuż przed jego nosem. Podniósł ją bliżej do oczu i
zmrużył oczy, a potem wykonał taki ruch, jakby chciał poszukać swoich okularów,
ukrytych pod stertami zalegających wokół papierów, ale zaraz z nich zrezygnował,
bo już zapoznał się z treścią telegramu.
Odchrząknął
cicho i rozkazał:
— Wyjdź.
Tusshar
skłonił się ledwie zauważalnie i, nie odwracając się plecami, wycofał się na
zewnątrz. Teoretycznie powinien się oddalić i zająć swoimi sprawami lub
poszukać takowych w Astanie. Dziwna mina sahiba, kiedy mówił, żeby wyszedł, kazała jednak zaczekać mu na korytarzu. Nie
wiedział, jak długo kucał pod ścianą, wpatrując się bez zainteresowania w
poruszane delikatnym, nie przynoszącym żadnej ochłody wiatrem koraliki, ale w końcu
donośny głos kazał mu wrócić do gabinetu.
— Trzeba jak
najszybciej wysłać odpowiedź — oznajmił bezbarwnym głosem John Somersett,
przeczesując bez żadnej potrzeby swoje posiwiałe i przerzedzone włosy. — Masz
może pojęcie, czy Rainier opuścił już Kolombo?
Tusshar
przytaknął.
John potarł z
roztargnieniem podbródek i przysunął się do ciasno zastawionego książkami i
najróżniejszymi papierami biurka.
— Wiedział, że
nie jest potrzebny na plantacji — stwierdził ze źle skrywaną irytacją w głosie.
— Musimy go tu sprowadzić.
Minęła jeszcze
dłuższa chwila, nim Tusshar odebrał od niego kartkę z zapisaną treścią
telegramów. Niezbyt chciało mu się drugi raz tego dnia schodzić do miasta i
potem znów wspinać się na wzgórze, z którego na Simlę spoglądała Astana,
położona najwyżej spośród wszystkich okolicznych posiadłości należących do bogatych
Anglików.
Był już przy
drzwiach, kiedy sahib odezwał się jeszcze raz, tym razem takim głosem, jakby
dopiero teraz w pełni dotarło do niego, jakie wieści właśnie otrzymał:
— Stało się coś okropnego. Naprawdę okropnego.
Hm, zmieniło się coś w prologu? Bo pierwszy czytałam dawno temu i nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńZmieniło, ale nie wiem, czy to kogokolwiek będzie obchodzić. :D
UsuńWcześniej Tusshar przyniósł telegram Rainierowi, a John był na Cejlonie.
Bardzo chętnie wpiszę się na listę czytelniczą tego bloga. Rzadko kiedy trafiam na powieści/opowiadania, które nawiązują do kultury hinduskiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ups, to chyba trochę się rozczarujesz, bo po pierwszym rozdziale zwijamy się z Indii na ładnych parę lat. Ale ten tego, fajnie, że obserwujesz, może akurat reszta się spodoba. ;)
UsuńW sumie chodziło mi o samo nawiązanie do Indii :D
UsuńW sumie to, zanim wzięłam się za pisanie Originu, zawsze zastanawiało mnie, czemu nie mogę nigdzie znaleźć nic z akcją osadzoną w tak szalenie ciekawych realiach. Jak teraz patrzę na to opko z perspektywy czasu, to aż mnie korci, żeby nigdy Indii nie zostawiać i nie pchać się do Anglii, ale pewnie bym temu nie podołała. ;)
UsuńHmm, czemu nie? W dobie internetu można zrobić dobry research i brnąć w takie tło dla fabuły. Zawsze możesz zacząć kolejne opowiadanie... ;)
UsuńMam już 3 z czego najnowsze startuje jutro. Oczywiście pomysłów mi nie brakuje, ale znając moje lenistwo, to przelecą mi całe wakacje i jak nie wezmę na wstrzymanie, to w październiku będę musiała wszystko zawieszać. A gdybym chciała tutaj zostać w Indiach... Musiałabym wymyślać fabułę od nowa, starczy, że nad tą pracowałam przez 2 lata. ;)
Usuń3 to i tak sporo :). Ja jak coś piszę to idzie mi jak krew z nosa... W sumie podziwiam internetowych autorów za to, że umieją doprowadzić opowiadanie od początku do końca :D
UsuńMnie się to jeszcze nigdy nie udało. :D
UsuńMożesz liczyć na moje wsparcie- wiedz, że czekam na kolejne rozdziały ;)
UsuńCóż, powiem nieco od czapy: jak zaczynać, to od początku. Otóż, nie przeczytawszy jak trzeba poprzedniej wersji, mam taką przewagę (?), że nie wiem, co będzie dalej, i z tego punktu widzenia prolog mnie zaintrygował. Choć mam niepewne podejrzenie, że motto troszeczkę tu spoileruje... ;)
OdpowiedzUsuńCo jeszcze? Na rozkminy dotyczące akcji jeszcze za wcześnie, więc powiem jeszcze, że masz styl, którego można by pozazdrościć, i w tym przypadku I'm serious. Potoczystość, opisy i w ogóle - pomijając parę drobnych potknięć ("Otarł tylko pod z czoła"), czyta się satysfakcjonująco. Pozostaje jedynie zakończyć sakramentalnym "Czekam na nexta!" :)
Nie wiem jakie są twoje przypuszczenia co do tego spoilera w mottcie, więc za bardzo nie mam jak zaprzeczyć albo potwierdzić, ale wiesz, to opko jest ogólnie ten kocha tą, ona nie kocha tego, a potem jeszcze on kocha tego i jakby tego było mało, to on kochał tamtą, a ona wyszła za tamtego, a tak w ogóle to ona kochała tamtego, ale wyszła za tamtego, ale go nie kochała. Także tego, drama do kwadratu, więc motto (o ile obie mówimy o tym Audenie z początku rozdziału, ale w sumie nie mam tu nic innego, co by się na motto nadało) moim zdaniem nie spoileruje, no bo i czego by się można spodziewać bo blogu, którego adres brzmi tak, a nie inaczej? :P
UsuńHahaha, ten pod z czoła to mnie rozwalił. Co jak co, ale w literówkach jestem zajebista. Leleth coś o tym wie, nie raz mi rozbrajające kwiatki wyłapywała (powinnam ją za to w sumie już dawno ozłocić).
Next już za parę dni (jak bozia da i mi trochę lenistwo odejmie, bo póki co to siedzę nad Wordem i się zmuszam, żeby coś pisać).
W ogóle to nawet nie wiesz, jak się zdziwiłam, że wpadłaś i tu, i na Al di la. Do tej pory myślałam, że nawet jak czytasz, to po cichu, a tu taka miła niespodzianka. :)
To ja już lepiej nic nie przypuszczam, tylko sobie trochę poczekam na wspomnianego nexta. Zobaczymy, czy wciągnie mnie na tyle, że za jakiś czas będę rysować z pamięci wykresy zależności pomiędzy postaciami :D
UsuńMam nadzieję, że nie będzie uzurpacją przywileju Leleth, jeżeli zwrócę jeszcze uwagę na "ze wszystkim stron" i brak jakiegoś wyrazu w "poruszane delikatnym, nie przynoszącym żadnej ochłody koraliki".
Zamierzam wpadać regularnie, aczkolwiek z góry uprzedzam, że niektóre komentarze mogą się okazać lekko pokręcone. :D
Coś się boję, że za tego nexta mogę dostać ostrą zrypę i pewnie tak będzie, ale póki co trzymam kciuki, żeby się wszystkim spodobały moje głupie pomysły. :D
UsuńNie będziesz, mnie trzeba pilnować, bo się sama nie pilnuję. Nie mam pojęcia, jak ja to robię, że mi takie durne literówki umykają, bo przecinkom to się już nawet nie dziwię, z nimi zawsze byłam na bakier, ale literówki mam z reguły idiotyczne.
Spoko, z tych wszystkich, które zostawiłam u ciebie przynajmniej 3/4 są lekko bardzo bez sensu, więc sama rozumiesz. :D
Twoje komentarze w porównaniu z moimi są porażająco merytoryczne... W każdym razie uprzedzam, że od czasu do czasu mogę odlecieć stylistycznie. Nawiasem, to wspaniała sytuacja znaleźć w końcu trochę czasu, żeby poczytać czyjeś opko, a nie tylko w koło własnym się zajmować :D Co do podobalności pomysłów - nie mam obciążenia wynikającego ze znajomości poprzedniej wersji, więc pewnie sporo zniesę. Ale poczekajmy na fabularny konkret, tu i na tamtym blogu.
UsuńProlog podobny, choć zmienił się adresat listu. Tym razem ojciec dowiedział się o złych wieściach bezpośrednio. Chciałabym, żebyśmy tym razem zostali w Indaich nieco dłużej, bo to jest egozytczny świat dla Europejczyków nawet teraz, a co dopiero wtedy... Ale pewnie i tak szybko przejdziesz do Anglii. Z niecierpliwością czekam na I rozdział i zapraszam do mnie na nowość
OdpowiedzUsuńWspomnienie o Kolombo mnie zachwyciło. Uwielbiam Sri Lankę i jej plantacje herbaty. Początek prologu trochę ciężko mi się czytało. Używasz bardzo dużo słów, które czytając, trzeba przetwarzać. Pierwsze zdanie - jak na mój gust - wydaje się zbyt długie. Choć bardzo ładne i wzbudzające zainteresowanie, to jednak czyta się je i czyta...
OdpowiedzUsuńCóż, czekam na ciąg dalszy. Myślę, że rozdział pierwszy więcej powie mi o historii, w jaką zamierzasz wmieszać głównego bohatera. ; )
Pozdrawiam,
Agata M.
Niestety (a może i stety, bo w sumie to go lubię), taki już mam styl - albo wciskam pełno opisów w jedno zdanie i potem tak mi się ono podoba, że nie potrafię go nijak zredukować, albo odwrotnie, niektóre zdania są jak żywcem wyjęte z zeszytu ucznia podstawówki. Nie zgodzę się jednak w Twoją opinią, że "czyta się je i czyta". Bo aż tak nieznośnie długie one nie są. ;)
UsuńEhh, pierwszy rozdział, jak mój humorzasty laptop pozwoli, to postaram się go skończyć jak najszybciej.
Również pozdrawiam. :)
(Wiesz, ja się ostatnio dowiedziałam, że mam bardzo ciężki i niepłynny styl i bardzo mało opisów psychologii postaci. Do tej pory trwam w stuporze, bo wiem, że różne rzeczy mi można zarzucić, ale na pewno nie to).
Usuń(Drugie btw - wystrzegałabym się, czy to nie komć-pułapka, bo pod ostatnim rozdziałem u siebie też dostałam, ba, autorka się nawet radośnie przyznała, że tylko ten rozdział sprzed dwóch dni czytała, a reszty opka nie, wtf, po co w ogóle tak czytać. W ogóle nie wiem, co się dzieję, ostatnio strasznie dużo takich dziwnych komciów dostaję :c)
(No tak, ekhem, powinno być merytorycznie, więc: czekam na nexta!!1111 :***)
W internetach jestem mniej chamska niż w realu i nie lubię wchodzić głęboko w takie sprawy, więc z reguły tak wyglądają moje odpowiedzi. Jestem ciepłą kluseczką (btw dziś na podkarpaciu 31 stopni w cieniu, to się nawet zgadza).
UsuńA że ja i tak nie zaczynam czytać nowych opek prawie w ogóle, bo mi się nie chce, to nabijać komuś wyświetleń i tak nie będę. ;)
Nie no, ja mało czytam, to bym mogła, tylko 99,99% jest po prostu żenująco miernych. Zaglądam na spamik, ale żeby się pośmiać :D.
UsuńZgrałam sobie ostatnio starą wersję Originu na Kindle'a i odkryłam, że nie potrzebuję czyichś opek żeby się pośmiać. :P
UsuńAle serio, ten z rozpoznawaniem, czy to bezczelny spam czy nie to mam problem. Bo z jednej strony coś mi śmierdzi... Ale żeby mnie o zdania ciężkie do czytania posądzać... No bez przesady, mam większe grzechy na sumieniu. :P
Ja nie mam i piszę mocno poirytowane komcie w odpowiedzi, ale ludzie zostawiający taki bezczelny spam przecież tego nie czytają, więc nie wiem, jak z tym walczyć :P.
Usuń